Cud! Postanowiliśmy zignorować ramy planowe i oddać się plażingowi w tutejszych Międzyzdrojach. Zmieniliśmy tylko poziom cenowy na domek obok czyli 3 razy taniej, ale za to bez basenu i leżaczków na plaży, niemniej plaża i morze to samo. Dziewczęta wstały o 6 i pobiegły oglądać wschód słońca, którego nie było. Ja odrzekłem tylko 'yyyhrraha' i przeszedłem do fazy rem, żeby pobiec do morza już przy słońcu o 8mej. I leżak pod palmą. Wakacje...
Kąpiele w morzu wychodzą na dobre, bo tam właśnie poznaliśmy australijkę, która przedstawiła nam domek obok. Pokój znośmy, hamak na tarasie, dalej prysznic pod araukarią i mooorze. Też dobrze :-)
Resztę dnia spędziliśmy na przemian jedząc i zwiedzając. Ostatecznie wykupiliśmy za 4,5$ wycieczkę jeepem po okolicy z wieloma atrakcjami, przed któymi nie ostrzegał żaden z przewodników. Bo nie tylko czerwone wydmy, ale i białe wydmy (gdzie jeździ się na plastikowych płachtach jak na sankach), czerwony wąwóz (którego nie widzieliśmy) i chlapanie się doliną jakiejś rzeczki wzdłuż białych i czerwonych piaskowych ścian oraz palm, ananasów itp zielsk. Supper. Mui Ne więc polecamy nie tylko ze względu na morze i jego owoce z grilla. Choć może poza sezonem.
Łatwe połączenia autobusem do Sajgonu za 4,5$, jedziemy rano o 8. Jest też nocne! (200km, 5 godz.)