Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Myanmar, 2013    Łodzią lokalną szybko
Zwiń mapę
2013
16
paź

Łodzią lokalną szybko

 
Birma
Birma, Nyaungshwe
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1681 km
 
To był strzał w dziesiątkę! Absolutny i niezaprzeczalny strzał w dziesiątkę!
Budzi mnie poranny rwetes bandy wróbli buszujących na okazałym bananowcu pod naszym oknem (liść wielkości mnie). Ptasie trele-morele, Tuwim miałby radochę. Poranne ceregiele, higieny, pakowania itede. Ja trochę nieżywy, bo moja moskitiera okazała się być tak zakurzona, że spędziłem pół nocy kaszląc, aż się wyniosłem z pokoju trochę na schodach posiedzieć, wspomnienia pisemnie uporządkować, aż się cieć podejrzliwie zaczął wokół mnie błąkać. No bo że białas, że w środku nocy (czyli po 20), że na schodach, że w hotelu dla lokalsów tylko, i do tego z komputerem. No to mu pokaszlałem w odpowiedzi.
Czyli ja rano średnio żywy, ale dla odmiany apetyt mi wraca, a skoro Quitai znów uparł się nas karmić, to wsunąłem shan noodles czyli lokalne kluski z klejącego ryżu. Obchód marketu już bez rewelacji, bo market widzieliśmy wcześniej, ale za to zakupy przysmaków na podróż dzisiejszą interesujące. Na przykład sticky rice - takie zawiniątko w liściu bambusa, w środku masa z klejącego ryżu, która nadziana jest kokosem. Jakieś inksze smażone słodkości w sezamie, z bananem, kokosem... I nasze ulubione bułeczki na parze, chyba drożdżowe, tym razem też na słodko, z czymś co wygląda jak kokos, ale kokosem nie jest.
Zaopatrzeni w prowiant (od razu mi się na myśl o tych słodkościach sytuacja 'gastrologiczna' poprawiła) ładujemy się na łódź, na której spędzić mamy dzisiaj 8 godzin. Mój kręgosłup trochę wątpi w tą ideę, ale później okaże się, że wcale nie jest tak źle. Łódź dłuuuga, smukła, z wielkim silnikiem z tyłu i staruszkiem pilotem na dziobie, który daje operatorowi wielkiego silnika tajemnicze znaki. Załadował się też nasz Brytol z rowerem, na szczęście natrętnie gadatliwy nie był, a jeśli mówił, to ciekawie. Poza tym tłum lokalnych osobników - banda wyrostków z tlenionymi na rudo włosami wyglądających jak koreańskie bandziory, miła rodzina z dwoma córeczkami i jedna 18-latka z 3-miesięcznym bejbe, oczywiście siada koło mnie, a bejbe w ryk. No to będzie... Lokalne osobniki stłoczone z tyłu, turysty trochę luźniej rozsiedzione z przodu. Ponoć Quitai zapłacił za nasz przejazd po 6000K za nas z plecakami (tak jak Brytol z rowerem) i 4000K za siebie.
Ruszamy. Dość szybko ruszamy. Może nie tak, jak widziałem na filmach o 007 i niektóre lżejsze łodzie nas sprawnie wyprzedzają, ale ruszamy wystarczająco żwawo. Nasz zachwyt zaczyna się od razu, a potem już tak przez cały dzień.
Przepłyniemy w sumie 3 jeziora, teraz nabrzmiałe po porze deszczowej. Z reguły jeziora płytkie i zarośnięte i dopiero na Inle trochę wodno-jeziorowej przestrzeni zobaczymy. Z wody sterczą czubki traw i z naszej perspektywy wydaje się, że płyniemy łąką, takimi wodnymi przecinkami w łące. Z jednej i drugiej strony poszarpane łańcuchy gór ginące w mglistej perspektywie, często okraszone stupami na szczytach albo stokach. Gdzieś tymi górami na lewym brzegu tłukliśmi się dwa dni temu busem.
Potem zaczyna się odwiedzanie wiosek, czyli zostawianie albo odbieranie pasażerów albo pakunków. I to jest coś czego płynąc objazdem 'turystycznym' się nie zobaczy,bo my wpływamy niejednokrotnie ludziom 'do ogródka', widzimy jak się przesiadają na własne łódki, ktoś ich odbiera albo wita w domku stojącym na palach na wodzie. Serio. Całę wioski stoją tu na palach na wodzie. Mają pływające ogrody, płoty, miedze, sklepy, toalety z niebieskimi rurami prowadzącymi w głąb jeziora (bardzo mnie ten problem nurtował), domki drewniane i rachityczne, z dachem z liści, lecz z telewizorami i wielkimi czaszami anten satelitarnych dość często. W głowie się nie mieści.
Od czasu do czasu pagody na brzegu albo... też na wodzie. Z daleka widzimy pagodę Tarkong z jej tysiącem zedi(?) i mamy nadzieję zobaczyć taki widok z bliska w Kekku. W pewnym momencie orientuję się, że przepływamy NAD polami ryżowymi, które są teraz zalane, a pozostały po nich tylko geometryczne zarośla miedzy. Na potwierdzenie Quitai pokazuje nam zanurzonych po pachy ludzi coś tam w wodzie dłubiących, że niby zbiory ryżu... No nieźle. Coraz bardziej nie wierzę w to, co widzimy, może to to słońce...
W końcu pojawiają się też łodzie z turystami i od razu nachodzi nas jednomyślny wniosek, że nie, nie, za turystyczną wersję przejażdżki po jeziorze za 20(?)$ dziękujemy. W łodzi siedzi się kolejno na czterech krzesełkach, w kapoku, często pod parasolką i obwozi się tak turystów po najważniejszych atrakcjach. Dochodzimy do wniosku, że tylko skaczących kotów nie zobaczymy, ale za to zyskujemy jeden dzień, więc... może uda się do Mrauk U. Brytol mówi, że koniecznie do Mrauk U, więc zaczynamy kombinować.
Na zakończenie, już popołudniu, z tych wiosek i wąskich przesmyków między trawami wypływamy na szersze jezioro - Inle Lake. Gdzieś tam widać rybaków, których widok przyjeżdża się tu złowić. Wyróżniają się charakterystycznym sposobem wiosłowania z pomocą nogi. Rybacy gdzieś tam w oddali, a myśmy mieli lekcję wiosłowania nogą udzieloną przez naszego staruszka-pilota na naszej łodzi.
Dopłynięcie do Nyaungshwe jest po prostu smutne, bo kończy się przecudowny dzień, w czasie którego wybyczyliśmy się na słońcu (mam opalone pół twarzy, lewe pół twarzy) oglądając cuda, które za jakiś czas przestaną istnieć albo będą istnieć tylko dla turystów, dla których buduje się już całe resorty bungalowów stojących na palach na jeziorze (ponoć strasznie tam nudno, bo można jedynie siedzieć i patrzeć na jezioro, chyba, że ktoś opanował chodzenie po wodzie).
Znajdujemy hotel (Golden Star, 20$ za twin z łazienką), żegnamy się z Quiatai'em, z którym rozliczyliśmy się już bez żadnych sensacji, choć pieniądze rano trzeba mu było pożyczyć, bo na łódź mu zabrakło. Koniec trzydniowej przygody, w przemysł turystyczny czas nam powrócić. OK, ale najpierw prysznic, a potem zdecydujemy gdzie dalej ;-)
----------
PS. Opcja wycieczki z Kalaw do Loikaw i okolic, a potem powrót przez jeziora do Nyaungshwe jest genialna, jeżeli ktoś preferuje podróżowanie 'bliżej klimatów lokalnych'. Za trzydniową wycieczkę (1 -bus do Loikaw, 2 - Loikaw i okoliczne wioski, 3 - powrót łodzią do Nyaungshwe) z przewodnikiem zapłaciliśmy 80$/osobę, w tym transport, jedzenie lokalne i spanie. W uproszczeniu przewodnik zapewniał wszystko, a przede wszystkim zajął się załatwieniem pozwoleń, tłumaczeniami oficerom immigration skąd my tutaj (bezcenne), dowiadywaniem się o wszystko i targowaniem lokalnych cen za jedzenie na przykład. Bez tego nie dostalibyśmy noclegu w Pekon, gdzie jest tylko jeden hotel i może przyjmować tylko Birmańczyków. Uważamy, że warto było. Tym bardziej, że wpływając jeziorem unika się płacenia taksy za wjazd nad Inle (10$). UWAGA! przydały nam się po 2 ksera paszportu i wizy!
Na wszelki wypadek wziąłem 'namiary' na naszego przewodnika Quitai'a (mimo przejść jest w porządku i bardzo się stara) oraz John'a z Golden Kalaw Inn i mogę udostępnić. Wspomniany pijany Johnatan bezczelnie Quitai'a oszukał, więc i ja bezczelnie go nie rekomenduję.
Takich wycieczek na razie regularnie nie organizuje się (bo tylko trek i trek dookoła Kalaw), ale może już wkrótce... Warto popytać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Pingwiny
Pingwiny - 2013-10-17 10:45
No, cali, zdrowi i ukontentowani! Po dość długim milczeniu, wiadomo dlaczego, nareszcie nowe blogi. Robert dzielnie informował. Mloda miała częste chwile przemyśleń i niepokoju.No to dalej do przodu! Pozdrowionka.
 
dagar
dagar - 2018-01-28 23:40
... trochę po czasie ... jednak wyprawa cool! Pewnie podobnej nie podejmę (za tydzień będę w Birmie), ale czytało się wyjątkowo miło :)
 
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018