Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Gruzja, 2015    'tbili' znaczy ciepły. To prawda.
Zwiń mapę
2015
02
cze

'tbili' znaczy ciepły. To prawda.

 
Gruzja
Gruzja, Tbilisi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 190 km
 
Czegoś takiego nie widziałem. Dużo widziałem, ale takiego tworu jak Tbilisi - nie.
Nazwa pochodzi od ciepłych źródeł siarkowych wzmocnionych legendą identyczną jak ta o Bolesławie Chrobrym, polowaniu, jeleniu cudownie uzdrowionym przez wody i lokowaniu Cieplic. Tutaj był to Wachtang Gorgasali, którego syn przeniósł stolicę z pobliskiej Mcchety do Tbilisi. Są tu ślady tysiącleci, a nawet słyszałem teorię, że to stąd wywodzi się najpierwszy człowiek. Każdy by tak chciał.
Dotarliśmy szczęśliwie w okolicach 9:30 (po 3:45 jazdy z Kutaisi) na Plac Swobody. Dobre to miejsce, bo na środku prócz fontanny i gromadki aktywnych naganiaczy posiada punkt informacyjny (ogarnięte dziewczyny, darmowe mapy), zaś wokół znaleźć można bank, kantor, bar, ratusz, Mariota oraz stację metra. Komunikacja - pewien angielsko-rosyjski koktail językowy wzmocniony mową ciała.
Przewalutowani, zaopatrzeni w zestaw nowych map i wiadomości o możłiwościach turystycznych w okolicy, wzmocnieni kawą i pierwszą porcją gruzińskich przysmaków udajemy się metrem do hostelu (przejazdy 0,5GEL, ale potrzebna jest karta Metropocket? za 2GEL, zwracalna w ciągu miesiąca, którą nabywa się na stacji). Jak głeboko oni mają te stacje!
Nocleg zarezerwowany mamy w Irina's Hostel (19 Ninoshvili) - miescu chyba kultowym, bo ponoć nie ma w Tbilisi miejsca bardziej przyjaznego Polakom niż to, a to za sprawą niestety zmarłej w tym roku tytułowej Iriny. Teraz hostel prowadzą jej córki. Czy takim samym zapałem? Tego nie jesteśmy w stanie ocenić. Hostel zajmuje dwa ostatnie piętra kamienicy. Jest dość klimatyczny (mieszanka zabytkowych mebli, zagracenia, nowych kafelków w łazienkach, subtelnego niedomycia i rodzinnej atmosfery, bo właścywie śpi się w czyimś mieszkaniu). Dzielnica przeciekawa, 'autentyczna' mówiąc eufemistycznie. Dostaliśmy dla siebie 6osobowy pokój przy kuchni na dolnym piętrze, jak się później okazało - pokój zwany Azerbejdżanem. W końcu można trochę nogi wyprostować, a wychlanie połowy wręczonych win siedząc na kręconych metalowych schodach na balkonie z wyraznie używanym łóżkiem pozwoliło nam trochę uspokoić rozkołatane przez 24godzinną podróż dusze.
'W miasto' ruszamy z delikatnym opóźnieniem, gdyż jeszcze należy pojechać do biura agencji Vanilla Sky opłacić zarezerwowane bilety na przelot z Nakatari do Mestii (65GEL, loty pn, śr i pt o 11:00 rano). Zobaczymy czy się uda popodziwiać Kaukaz z góry, bo często loty są odwoływane ze względu na pogodę.
Zanim trafimy na turystyczną oś - Shavieti St dane nam zobaczyć świetnie zrekonstruowane mury przy ul. Puszkina oraz sąsiadującą z nią bezpośrednio delikatnie mówiąc - niewyremontowaną ul. Nishnianidze. Dobre zestawienie. A później już standard czyli spracer przez obiekty zaznaczone w przewodnikach tłustym drukiem - kościoły prawosławne nie tyle romańskie co przedchrześcijańskie w różnym stopniu ruiny, tudzież odrestaurowania (Anczischati, Sioni, Metechi itede). Niestety nie wchodzimy, bo we wszystkich trwały nabożeństwa, a my w krótkich koszulkach i spodenkach itede. O dziwo we wszystkich zauważam siano na podłodze. Przed jednym -Metechi - ślub albo pokazy okołoślubne w pełnej gali (we wtorek?!): w środku niezależne nabożeństwo, obok siedzi sędziwy pop z archetypiczną długą siwą brodą i rozmawia z wierną, a z drugiej strony - koncert palących gumy archetypicznych beemek, zagłuszany hukiem muzy z pozostałych archetypicznych pojazdów zbyt bogatej młodzieży uczestniczącej w ślubach. A wszystko na stanowiącym świetny punkt widokowy placu na szczycie skarpy nad rzeką Kurą.
Starówka leży w dolinie przeciętej tąże rzeką. Jej tkankę stanowią charakterystyczne domy z balkonami a la Luizjana i Bourbon Street w Nowym Orleanie, do tego wątki mauretańskie, obok wczesnochrześcijańskich oraz... solidnie sowieckich tworów. Tu dzielnica 'jedzeniowa' - trzy ulice ściśniętyck knajpeczek. Dalej łaźnie królewskie oraz łaźnie Orbeliani, do ktrórych zaglądamy i zobaczywszy na czym widz polega (rezerwacja salki z basenem z gorącą wodą siarkową + ewentualne masaże) postanawiamy tam wrócić w celach higienicznych kiedyś.
Naprzeciw specyficzny, zasypany nieukończoną architekturą nowoczesną park Rike i most Pokoju zwany przez mieszkańców Always Ultra (ykhm). A nad tym górują z jednej strony ruiny twierdzy Narikala i posąg Matki Gruzji (przyjaciół nagradza winem trzymanym w jednej ręce, a wrogów traktuje mieczem trzymanym w drugiej), a z drugiej - Pałac Prezydencki, będący wrzodem dla kompozycji całości. Niebywałą atrakcją jest kolejka linowa, którą można wjechać z parku ponad rzeką do twierdzy. Jeśli się nie ma lęku wysokości na siedzenie w mocno przeszklonym wagoniku.
To tak w skrócie. Jakom rzekł, czegoś takiego w życiu nie widziałem, co jest obiektywną prawdą, lecz również w życiu czegoś takiego się tu spotkać nie spodziewałem.
Ledwo powłócząc nogami po tych wszystkich atrakcjach fundujemy sobie totalną ucztę z przysmaków kuchni gruzińskieh w jednej z poleconych nam knajpek (Citron, ul.Bimbis Rigi 7). 8 mega dziwności (wołowina w liściach winogron, sery w sosie miętowym, duszone bakłażany z warzywami, wołowina w sosie orzechowym, pierożki khilini z mięsem, pieczarki z miętą...), litry wina w samym turystycznym zagłębiu i tylko 100GEL, czyli jakieś 40zł/os. A byliśmy byli przekonani, że właśnie zbanrutujemy na samym starcie wyprawy. Było nam dobrze tak długo (znaczy, że jedzenie było przygotowywane na bieżąco i na świeżo), że zapadł zmrok i jeszcze udało nam się zobaczyć te wszystkie cuda miejckie w wersji podświetlonej.
Tbilisi lubimy. W efekcie postanawiamy zmodyfikować założenia dalszych planów tak, żeby tutaj jeszcze na jeden dzień powrócić. Chyba warto. Mimo, że nie zamierzamy nadrabiać wizyty u stóp pomnika Kaczyńskiego :-S
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Katschkita
Katschkita - 2015-06-01 09:58
no prosze, jeszcze nie dolecieli a juz rozrabiaja ;) was to gdzies samych puscic i od razu rozruchy
 
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018