Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Azory, 2016    Skok na kontynent - azulejos, electricos, ginginja, pagórki, wąskie uliczki...
Zwiń mapę
2016
22
maj

Skok na kontynent - azulejos, electricos, ginginja, pagórki, wąskie uliczki...

 
Portugal
Portugal, Lisboa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3547 km
 
Żegnać z Sao Miguel przychodzi nam się we mgle. Tzn. poranek nie zapowiada się tak dramatycznie, ale zgodnie z upartą zmiennością pogody po wczorajszym słońcu dzisiaj wypada nam zapaść klimatyczna. Chociaż lot dopiero ok. 14tej, wstajemy wcześnie, bo a nóż uda się coś jeszcze zobaczyć (czytaj: niewidziane podwójne jezioro), a samochód oddajemy dopiero około południa. Więc szybciutko, szybciutko - pakowanie, śniadanie z kapitaństwem, ładunek do naszego Aigo i w drogę po Dominikę. Dominika postanowiła nam pomóc i zaginęła, tzn. wyszła z hostelu, żeby dojść gdzieś bliżej i szukaliśmy jej po mieście. Na szczęście sprawnie, bo centrum Ponta Delgada bardzo szczupłe.
Zgodnie z oczekiwaniami pogoda nie rozpieszcza, a do tego humory typu 'klimat końca' nie pomagają. Jedziemy z uporem zobaczyć kalderę z dwoma jeziorami. Tym razem pada. Gdy zaczynamy wspinać się serpentynami, jakoby mocniej pada i mgła się zagęszcza. Noż szlag... Niby widać więcej, ale znów nie widać dwujeziornej atrakcji w pełnej okazałości, tzn kaldery w całej swej misowatej krasie. Za to knajpę odwiedziliśmy na kawę po raz wtóry czyniąc ją knajpą najczęściej przez nas odwiedzaną podczas całego wyjazdu. Przy okazji jeszcze przemarsz orkiestry dętej blaszanej w tym dżdżu odebraliśmy.
Wracamy już w zupełnej białości, w milczeniu, z duszą na ramieniu, bo nie dość, że warunki niebezpieczne do jazdy po zakrętach (mokro i biało), to jeszcze zacząłem dywagować, czy polecimy, bo niby samolot to wystartuje może i w takiej mgle, ale najpierw to musi w niej wylądować, a patrząc przez okno to się nie zapowiada... Tutaj należą się jeszcze wyrazy wdzięczności i uznania dla Danuty, która dzielnie obwoziła nas po Sao Miguel (i nie tylko, bo właściwie wszędzie nas obwoziła) mimo warunków pogodowych i drogowych nie zawsze najwygodniejszych, a czasem wręcz rzucających kłody pod nogi prawie, że nie w przenośni.
Z powodu braku współpracy ze strony atrakcji turystycznej na lotnisku jesteśmy już po 11. Wcześniej tankujemy samochód i na stacji żegnamy się z Dominiką (ona stąd ma niedaleko do hostelu). Oddajemy bezproblemowo samochód (kolejny dowód na zrelaksowane podejście mieszkańców wyspy do otaczającej rzeczywistości) i już lądujemy w sposób nieunikniony w hali odlotów. Za oknami biel nieprzenikniona.
I tutaj niespodzianka - w barze (a jakże) spotykamy kapitaństwo Zjawy - Waldek, Marcyś i Stefan (czyli Wioletta). Tak siedzimy (oni z napojami relaksacyjnymi, my bez) i tak gaworzymi i nagle Państwo dostają zestaw smsów - ich ryanowy lot przenoszą na 20 czyli o 7 godzin. Masakra, przepada im przesiadka w Faro. Plujemy na Ryana, błogosławimy TAP, tym bardziej, że nasz samolot ląduje i wylatuje o czasie, mimo pogody. Goodbye kapitanie Waldku Mieczkowski i spółko, goodbye Acores.
Lisboa wita nas gorąco gorącem i nie jest już nam straszna. Sprawnie zaopatrujemy się w karty do komunikacji i metrem dojeżdżamy na Plac Restauradores. Nasz hostel jest w super miejscu - naprzeciw wyjścia z metra, 200m od stacji Rossio i 300m od Placu Rossio (czyli Dom Pedro IV). W lewo Bario Alto, w prawo Zamek i Alfama, a na wprost Baixa. Czyli sam center. Powoli się ogarniam. Nasz pokój fajny, z małym balkonikiem ze stolikiem, tylko na 4 piętrze bez windy i jak się okazuje przy uliczce turystyczno-konsumpcyjnej, więc w nocy harmider kolacyjny, a o nieprzyzwoitym brzasku - hałas dostaw (metalowe wózki na bruku). Ale nic nas nie ruszy. Tym bardziej, że sprawnie znajdujemy miłą restaurację wyglądająco dość rodzinnie, choć same turysty tutaj na pewno (chyba na wszystkich knajpach są tu naklejki tripadvisora). Od jedzenia aż oczy mi bielmem zaszły (krewetki w czosnku i octopusa i dużo wina). Witajcie wakacje w Lizbonie :-) Na deser odnajdujemy pod hostelem Roberta, który właśnie do nas doleciał bezproblemowo. A na kolejny deser - ginginja, której najstarszą i najbardziej klimatyczną pijalnię lokalizujemy wręcz 'za węgłem'. Będzie tu nam dobrze :-D
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (28)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018