Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Peru, Boliwia 2007    Ku Titicaca
Zwiń mapę
2007
30
sie

Ku Titicaca

 
Peru
Peru, Puno
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1121 km
 
Jeszcze slow pare dodac nalezy na temat dnia poprzedniego. Po drodze z inetcafe do lozka chlopcy postanowili mnie zabawic chyba dragqueen show. Przedto wchodze do pokoju i Artur pyta czy aby nie jest zolty. No zolty to nie, ale zauwazylem podejrzana roznice w odcieniu twarzy. Tlumacza, ze znalazl jakas probke kremu, Lukasz stwierdzil ze odzywczy... Wszystko sie wyjasnilo, gdy znalazlem pod lozkiem opakowanie po fluidzie. Chyba nowszej generacji, bo usuwanie go zajelo pol godziny i zestaw roznych srodkow procz zwyklej wody (no niestety wacikow do demakijazu juz nie bylo).
Jeszcze tylko cytat dnia. ´Lukasz nakreca koniunkture´ czyli robi rzeczy by ludzie mysleli, ze jest jeszcze wiekszym dziwakiem niz jest. A wszystko po tym, jak tlumaczylismy, ze powinien sobie walnac banke dla zdrowka. A on ciagle ze jest abstynent. A moze to o herbatke z koki chodzilo?

Za to dzis. (przepraszam za brak skladni, ale jakis gowniarz tu sie wydziera muzycznie)
Pierwsza dluuga podroz autobusem w Peru. Pakowanie, wyjazd z hotelu, taxi na dworzec - standard. No moze uwzgledniajac zmiane godziny pobudki z 7.11 na 7.01 dla odmiany i probne zgubienie chodniczka z lama przez Lukasza.
Autobusy dzialaja tu troche tak jak w Maroko. Na dworcu wielka wrzawa czyli przekrzykuja sie rozni przewoznicy, a autobusy i tak przyjezdzaja, wtedy kiedy maja ochote i nijak sie to ma do rozkladu. Wyjezdzamy godzine pozniej, ale wczesniej okazuje sie, ze jeszcze trzeba zaplacic taxe dworcowa... co za kraj. Autobus inny niz na folderze. Nie ze tylko kolor inny, ale jakis taki obity (zapowiedz trasy?). Telewizor zgodnie z obietnica jest (nie zebym marzyl o ogladaniu go), ale troche polamany. ´Trzeci swiat´ kwituje tradycyjnie juz Artur. Nic to, jedziemy.
Trasa piekna, pierwej biegnie dolina podobna do tej, ktora widzielismy w Pisac. Pozniej troche sie rozszerza. Autobus sie pnie w gore i po paru godzinach przekracza najwyzsza przelecz - 4300mnpm Docelowe Puno jest na 3800, chlopaki twierdza, ze wysokosciowka ich atakuje. Raduja sie wielce na widok kazdej osniezonej gory, a notowanie na jaka wysokosc wjechali lub zjechali przyprawia o zawrot glowy (oczywiscie kazdy osniezony szczyt nalezy sfotografowac, a zjazd z wysokosci mierzyc w sekundach).
W koncu krajobraz zmienia sie w nudny plaskowyz z niewielkimi gorkami w oddali. Na przestrzeniach pasa sie lamy (czy alpaki), krowy. Stada lam sa ciudne - chodzace misie-przytulanki. Gdzies tam jakas peruwianka pilnuje ich przedac (wyglada jak stozek z materialu z kapeluszem na czubku).
Co do peruwianek, najwiekszy numer spotyka nas w polowie trasy. Autobus niby zatrzymuje sie na lunch, ale jakos tak ni to stoi ni odjezdza. W koncu do autobusu gramoli sie usmiechnieta jejmosc w kapeluszu i z wszystkimi bajerami, a przede wszystkim z bagazem na plecach (taki zawiniety w kawal kolorowego materialu). Czuje, ze bedzie niezle i mowie chlopakom, zeby patrzyli co sie bedzie dziac. I dzieje sie. Signora rozkosznie zartujac sobie z kims tam, rzuca tobol na siedzenie, rozwija go i wyciaga z niego pieczona noge czegos tam. Nastepnie skads tam dobywa noz wielkosci mojego ramienia, wyciera o spodnice i zaczyna handel - cwiartuje odnoze sprawnymi zamachami rzeznika i zada po 5 soli za kawalek miesa z ziemniakiem w worku plastikowym... Prawdziwa prywatna inicjatywa. Jak tu nie korzystac z urokow transportu lokalnego?
A propos noza musze uzupelnic jeszcze opis stroju peruwianek (choc to po czescie wynika z trescie powyzej). Otoz czasem nosza fartuchy w ktorych trzymaja wszystko, od nogi zwierzecia do wykarmienia rodziny po bazuke do zestrzelenia czolgu.
Mijamy szkaradne miasta zbudowane z pudelkowatych chat. Jestesmy blizej nieba - chmury sa prawie nad nami. Takie dziwne to wrazenie (w koncu to prawie 4km wyzej niz Krakow). Jedna szara chmura zaczyna opadac w szarych klakach nizej - znaczy gdzies tam leje. Pozniej zaczyna cos strzelac - grzmoty, ogladam sie, a z tylu sciana chmur burzowych... ale przed nami slonce znosne.
W koncu zblizamy sie do Puno. Pokazuje Lukaszowi gdzies tam w oddali zarys jeziora (granatowy pas na horyzoncie). ´No mam nadzieje, ze bedzie lepsze´, slysze. I nagle zza kolejnego zakretu pojawia sie panorama samego miasta i zatoki kolo niego. To juz ciekawsze, ale miasto nadal nie zacheca. Na dworcu tradycyjne przedarcie sie przez tlum naganiaczy, taksowka, hotel (luksusowy pokoj 5osobowy dla nas 3 + ciepla woda!). Wychodzimy na miasto zjesc. Po raz kolejny przekonujemy sie, ze trzeba stad sprawnie uciekac. Nic tu ciekawego. Architektura w centrum z lat 50-70tych. Turysci nieliczni jacys tacy zagubieni. Za drugim podejsciem znajdujemy przytulna knajpe na obiad. W polowie obiadu cos zaczyna tluc sie o dach. ´Grad´ twierdzimy z Arturem. ´Nie, nie, deszcz´. Gdy ucicha, Lukasz idzie sprawdzic na ulice rozmiar zniszczen. ´Blokada komunikacyjna, 5cm sniegu´ (snieg okazuje sei byc gradem wielkosci grochu, ludzie skacza, samochody tocza sie po rzekach). Ale jazda, nawet Pan w hotelu przyznal, ze to ´emergencia´. Kupujemy jeszcze bilety na rano na wycieczke na plywajace wysepki Uros i nieplywajaca (jakas na T...). Vamos a ver. Byle szybko stad wyjechac.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (7)
DODAJ KOMENTARZ
Lukasz Czekierda
Lukasz Czekierda - 2007-08-31 03:11
W walce z kremem odzywczym pomogl spirytus salicylowy. W imieniu Artura polecam (gdyby ktos sie kiedys znalazl w podobnej sytuacji).
 
kvolo
kvolo - 2007-08-31 03:52
No ja chcialbym tylko przestrzec przed yhm... nieznacznym pieczeniem. Niemniej dobra to dezynfekcja. :-P
 
Michau z Falbanii
Michau z Falbanii - 2007-08-31 09:17
Powiem tyle: "hihihi" ;-) Coś mi się zdaje, że w tej Waszej wycieczce jest więcej malowniczych osób ;-) hehe
BFK, a gdzie opisy jedzenia? Czy Wy tam głodni chodzicie? ;-) Bo smażona z ziemniakiem noga to przekąska, tak? ;-))) pozdr serd
 
Czeko
Czeko - 2007-08-31 09:53
numer z noga w autobusie dobry, ale nic nie przebije ukrainek na stacjach kolejowych sprzedajacych lody z kartonowych pudelek w 30-40 stopniowym upale... :P

a co do waszej dragqueen, sam wyglad nie wystarczy, zwroccie uwage na strone wokalno- ruchowa, bo inaczej angazu w kitschu nie dostanie :P

pozdrowienia ;)
 
Lukasz Czekierda
Lukasz Czekierda - 2007-09-01 04:53
Styropianowe pudla z lodami w srodku noszone przez kobiety widzialem w Gruzji w 1999 r. I tez tam cieplo bylo. Tu widze tez to samo co na Wschodzie - mieso smazy sie na upale na straganach. Zwiedzajac kiedys tam kraje b. ZSRR unikalismy w zwiazku z tym miesa - ale tu sie nie da - to podstawa tutejszego wyzywienia. Chyba, ze sie je trucie (pstraga) - nie widzialem, by sie opalaly na straganach lub czysto peruwianskie spaghetti bolonese.
 
Czeko
Czeko - 2007-09-01 13:09
w takim razie 3mam kciuki za wytrzymalosc Waszych ukladow trawiennych ;)
 
anthem
anthem - 2007-09-04 21:03
Ja bym tego kurczaka do ust nie wziął
 
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018