Ranne słońce daje szansę na spacer po osrodku, a potem na miłe sniadanie na tarasie nad jeziorem (zdobywamy jedyny taki stolik). Szvzególnie przyglądamy się kawiem, bo... TO REGION KAWY (Wietnam 2 eksporterem kawy w świecie ponoć). No nie wiem. Niemniej ten sposób parzenia w małych filtrach przelewowych nakładanych na szklankę bardzo mi odpowiada.
Slonie o 10, idzielmy do recepcji i okazuje sie, ze o 10, ale nie tu tylko na farmie jakies 2km stad. Możemy iść piechotą albo mogą podwiezc nas na motorkach (20 000 VND w jedna strone) i podwoza. Po drodze wstepujemy na poczte kupic bilet na popoludniowy autobus do Da Lat. Do osrodka jedziemy waska droga na polowie ktorej suszony jest ryz. Gdy okazuje sie ze druga polowa ida krowy, zastanawiam sie ktoredy teraz pojedziemy. Ale jak to w Wietnamie ze wszystkim sobie mozna poradzic - czesciowo wjezdzamy na ryz, czesc krow przebiega sobie po ryzu i juz. Mnie jako 'najlzejszemu uczestnikowi wycieczki' trafia sie najslabszy skuter i zaraz wszyscy nas wyprzedzaja. Kierowca zabawia mnie albo raczej siebie rozmowa po angielsku 'ja dobzie mowi angielski?' 'Dobzie dobzie', bo w wietnamie nie mozna zaprzeczac. Ale w sumie nie kłamię, bo w Ha Long nie rozumialem przewodnika za cholere.
Zanim przygotuja slonie mamy darmowa wycieczke po wiosce, gdzie ludzie autentycznie i naturalnie zyja jeszcze w domach na palach, a jesli buduja nowe z betonu, to... w takiej samej formie 'napalowej'.
Wsiadamy na slonie - dwa, na każdy 2 osoby. Przejazd między domamy, machające dzieci, kiwa dostojnie - trzeba pracowac biodrami zeby nie zwariowac. Pozniej schodzimy nad jezioro, na 'popas'. Slonie wrecz rzucaja sie na bambusowy zagajnik i widac, ze im bardzo smakuje. Szal zdjec, smiech. Woznica dziewczyn (chyba syn naszego woznicy) zsuwa sie na 'czolo'? slonia i Marysia moze na chwile usiasc na oklep na jego karku (słonia, nie chłopca). Na zakonczenie wchodzimi do jeziora, i nie tak po kolana, ale prawie na całą wysokość słonia, więc pan każe nam podciągnąć nóżki. Słoniom się chyba podoba, bo chlapią się trąbami. Śmiesznie oddychają, wydmuchując wielkie bańki powietrza trąbą pod wodą, a potem nabierając powietrze trąbą nad wodą z odgłosem jak rura od odkurzacza. I koniec. Jeszcze tylko wygłaskanie słoni po trąbach i nie tylko i nakarmienie ich kiścią bananów (ubaw z tymi ich chwytnymi trabami).
Spedzamy jeszcze relaksujace 2 godzinki przed wyjazdem. Kto gdzie jak chce. Ja sie lokuje na tarasie nad jeziorem z kawa z lodem, ksiazka i widokiem. Wakacje.
Wyjazd. Recepcjonista przestrzega, ze 'tam nie ma dla nas jedzenia i zebysmy zjedli tu w osrodku'. Niezrazeni ruszamy, znajdujemy bude, gdzie wyjadamy wlasciwie resztki, bo dla mnie juz nie starcza makaronu z grilowana wieprzowina i dostaje zupe (i chwala bogu, bo wlasnie zupe chcialem).
W deszczu spedzamy jakies 20 min czekajac na autobus, nie do konca pewni czy juz pojechal czy jeszcze pojedzie. Pod daszkiem przystanku chronia sie z nami autochtoni z pakunkami, ktorzy natychmiast znikaja, gdy sie przejasnia. Autobus przyjachal. Jak zawsze towarzystwo sie dziwi, ale coz.
Widoki - gory, tecza, stoki z kawa, gory, doliny, jeziora, zielen, tecza itede. Krotko mowiac ksiezyc. Przysypiam. Budze sie, gdy autobusem zaczyna powaznie trzasc. No nie wszystkie drogi tutaj sa wysokiej jakosci. Kierowca robi wszystko zeby czegos nie uwrwac z podwozia. Po drodze przystanek na siusianie i jedzenie. W tej przydroznej budzie pijemy najlepsza kawe jak dotad , gesta i aromatyczna jak gorzka czekolada.
Jak sie okazuje 4 godziny jazdy trwa od 15.30 do 21. Troche dziwna arytmetyka, ale na szczescie dojezdzamy do celu. Nowoczesny dworzec. Miescowosc uzdrowiskowa typ Krynica, raj sla nowozencow (ponoc do kilkunastu slubow dziennie), zdjecia z misiem, na lodce, przy wodospadzie itede. Holet momentalnie przy glownej ulicy jakies 400m od dworca. Za 10$ wielka hala z lazienka i rzezbionymi meblami. Pani nie wyszlo targowanie, bo poczatkowo chciala 2 pokoje za 200 000 ale mysmy sie zmiescili w jednym :-)
Wypad na kolacje do jakiejsc budki w centrum (przeplacamy, ale przynajmniej cos cieplego). Spac.