Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Patagonia, 2016    Na lodowiec
Zwiń mapę
2016
10
lut

Na lodowiec

 
Argentyna
Argentyna, Laguna de los Tempanos
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2427 km
 
...poszliśmy.

Po raz kolejny wycieczka polecona przez Gustavo zaraz po naszym przyjeździe okazała się dobrym wyborem i tym razem pogoda była bardziej przychylna. Rano dla spokoju ducha stoczyliśmy jeszcze walkę z systemem, niestety bez sukcesu. I upewniwszy się, że jednak tym razem prognoza nie kłamie za bardzo (ponoć koło południa miało się jeszcze poprawić i nie padać) przed południem udaliśmy się na wycieczkę na lodowiec Glacier Vinciguerra przy jeziorze Laguna de los Tempanos. W miejsce Robina (który postanowił jednak pojechać dalej) dołącza do nas holenderka Suzie, która zrobiła sobie przerwę w stażu medycznym i jakoś 7 miesięcy jest (albo ma być) w podróży.
Na szlak jedzie się taksówką - 130$ z naszego hostelu pod zamkniętą bramę zakaz wstępu w Turbera de Andorra. Taksówkarz odjeżdża odmówiwszy powrotu po nas. 'Zadzwońcie sobie, ludzie tak robią' (ciekawe jak, skoro nie ma zasięgu). Szlak - hmm... tajemnica polega na skręceniu w lewo w odpowiednim momencie, potem jest już świetnie oznakowany.
Najpierw biegnie przepiękną doliną Turbera de Andorra z wijącym się potokiem górskim -żółte łąki zarosnięte polskim jaskrem polnym, wyschnięte pnie drzew przez wyczyny bobrów, gdzie niegdzie grzęzawiska, a potem pnie się błotnistą ścieżką przez wilgotny las do góry. W końcu las zmienia się w karłowate drzewka, a potem zniknie i pojawi się górskie turkusowe jezioro na skalnej półce z lodowcem Glacier Vinciguerra po drugiej stronie. Mimo, że kropi to oczywiście nie odpuszczamy i leziemy pod sam lodowiec, żeby wejść do lodowej kawerny. Błekitny lód, z którego woda kapie nam na głowę. Woda arktyczna lodowcowa prehistoryczna oczywiście. Jeszcze bitwa na śnieżki i lepienie 10cm bałwana. Obeszliśmy całe jezioro dookoła i wracamy. No i zostaliśmy zbesztani, że przemy do przodu jak konie bez jedzenia, picia i zatrzymywania się, więc nas górskim strumieniem zatrzymaliśmy się na popas w cudnych okolicznościach przyrody, żeby zobaczyć plamę słońca na przeciwległych szczytach. ;-)
Do hostelu wróciliśmy na stopa (po uprzednim przejściu paru kilometrów ulicą byciu obszczekanym przez wszystkie psy).
Po powrocie wpadamy w kolejny amok zwalczenia systemu campingów w Torres del Peine. Ci nie odpowiadają, tam płatność kartą się nie udaje i po raz kolejny blokują się w systemie rzeczy, które chcemy zamówić. Zgrozza. W międzyczasie Dana zrobiła zaopatrzenie na kolację i poszła posypać się popiołem na końcu świata.
Na zakończenie udało nam się zrobić pyszną (i tanią) kolację w schronisku (po raz pierwszy gotowałem kolację w schronisku!), podbiliśmy ją piwem Cape Horn i poszliśmy się spakować na jutrzejszą podróż. Ziemio Ognista, miło było, ale na nas już czas.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Terka
Terka - 2016-02-18 00:18
Można czytać i czytać w kółko, w nieskończoność....
 
Michau
Michau - 2016-02-24 09:09
:-)
 
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018