Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Patagonia, 2016    Dzień 4: Mały peszek
Zwiń mapę
2016
16
lut

Dzień 4: Mały peszek

 
Chile
Chile, Peine Grande
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2980 km
 
Wszystko ma swoją cenę. Ratunek w postaci możliwości przespania się pod stołem w jadalni (a Uraińska para nawet za barem) oznacza, że musimy wstać zanim przyjdzie poranna zmiana, czyli o 6tej. Po ciemku nasz wdzięczny tłumek zbiera się i usiłuje odzyskać kontakt z rzeczywistością. Ta w nagrodę oferuje nam widok wschodu słońca na szczytach Los Cuernos (Rogi) wznoszących się nad schroniskiem. Nie ma co - życie jest piękne :-)
Dzisiaj nie wieje, acz wcale nie jest zbyt pięknie. Portugalczycy wychodzą wcześnie. My kontynuujemy marsz wzdłuż jeziora o zupełnie nie pasującej tutaj nazwie - Nordenskjoeld, dopiero po dłuższej chwili. Okoliczności przyrody piękne, choć wyjątkowo wilgotne i wciąż trochę wietrzne.
Generalnie panuje cisza i cieszę się chwilą spokoju. No prawie... gdyby nie szelesty Danuty. Zmieniła spodnie na wszystko-odporne ślizgi górskie i wydaje ortalionu szelesty przy każdym kroku, co w ciszy przyrody skontrastowanej dodatkowo z łomotem wczorajszego wiatru, brzmi ja wystrzały armatnie (o ile armaty mogą szeleścić). Więc puszczam się przodem znacząco, w efekcie doganiając naszych portugalskich szamanów. Prawie doganiając, bo na ostatniej prostej zwiali do Las Frances (tam jest minimarket, a panowie przyszli bez jedzenia i poszli coś upolować), a my twardo ruszyliśmy dalej.
Przechodzimy przez camping Las Frances i cieszymy się, że tu nie spaliśmy w tym deszczu i wietrze. Camping na błotnistym stoku w lesie. Samo schronisko fajniejsze - z kopułami (domes) do spania, niestety nie dla nas. Tym bardziej jesteśmy szczęśliwi, że utknęliśmy w Los Cuernos.
Dalej we mgle mijamy doline Francuską, do której wciąż wstęp jest zamknięty - przez ostatnie dwa dni z powodu wiatru, a dzisiaj - podwyższonego poziomu wody. U wejścia jest camping Italiano (CONAF), gdzie przekąszamy to i owo i cieszymy, że my tu nie zostajemy. Gdy wyruszamy, dochodzą nasze Portugalce i zostają w nadziei, że jutro może dolina będzie otwarta. Cóż, chmury nisko i tak nic nie widać. Idziemy dalej.
Jeszcze parę godzin marszu przez spalony las i docieramy do kolejnego schroniska - Peine Grande. Tu śpimy i stąd jutro wracamy do cywilizacji. Ponieważ ominęło nas błąkanie się po przepięknej Dolinie Francuskiej, jest jeszcze wcześnie. Rozsiadamy się w jadalni i opijamy herbatą i... po niedługiej chwili dopadają nas Mags z Scheilą. Świat jest ciasny. Ponoć lodowiec Grey (skąd właśnie wróciły, a dokąd my idziemy jutro), acz na szczęście nie pozwalamy sobie pokazać zdjęć - będziemy mogli być jutro zaskoczeni.
Namioty super (North Face - taki chciałbym mieć!), prysznice na campingu do bani (w męskiej jest woda nie-zimna, a drzwi podpiera się kamieniem). Zmarzłem nieziemsko w wyniku tych rytuałów higienicznych (mycie jest zdecydowanie przereklamowane) i udałem się dogrzać w dwóch śpiworach. Dobrze, że domówiłem sobie te śpiwory w campingach, mój ma tutaj jedynie wartość prześcieradłową i dokładnie tak go wykorzystuję - jako wkładkę do pożyczonego śpiwora.
Dzisiaj ja śpię z Agą, a Dana z plecakami, więc zanim zasypiamy jeszcze się wyrechotaliśmy za wsze czasy, zwiększając temperaturę cielesną i umysłową. Co w zupełności nie przeszkadza mi zasnąć w połowie zdania. Później okazuje się, że to chyba najzimniejsza nasza noc, bo Aga, która ma arktyczny śpiwór, ale najcieńszą matę, obudziała się w nocy i zasnęła dopiero, gdy zapakowałem ją w swoją puchówkę.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018