Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Patagonia, 2016    Dzień 2: Walentynki pod wieżami
Zwiń mapę
2016
14
lut

Dzień 2: Walentynki pod wieżami

 
Chile
Chile, Torres del Peine
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2960 km
 
Otwieram oczy w moim luksusowym jednoosobowym namiocie z przechowalnią bagażu i obuwia górskiego (czyżby dlatego tak dobrze mi się spało?) długo przed oficjalną pobudką i co słyszę?! Łomot deszczu o namiot. No a przynajmniej kapanie kropel. To się będzie działo, Żegnajcie torresy, przyjechałem tu bez sensu, wygoogluję was sobie po powrocie. Zasypiam znowu.
Gdy bydzę się już bliżej pory życiowej - nic nie łomocze. Hmm. Wychylam głowę z namiotu - słońce? Really? :-o I w tym słońcu okazuje się, że camping jednak jest pod Torres del Peine - tam gdzie wczoraj była nieprzenikniona wata dzisiaj widać trzy czubki, po których widok tu przyjechaliśmy. Z Agą wpadamy w foto-szał korzystając z dłuższej toalety Dany. Wschodzące słońce, rosa, malownicze trawki, dostojne górki, urocze chmurki i w ogóle.
Jeszcze tylko sprawne śniadanie - jajecznica (jajek to się tutaj najemy za wsze czasy), dostajemy lunch boxy w firmowych woreczkach Fantastico Sur. No i rura w górę!
Szlak najpierw przebija się przez wszystkie udogodnienia bazy - parkingi, hotele, sklepiki i w końcu przecina rzekę ze dwa razy i zaczyna piąć się pod górę wzdłuż malowniczej doliny, której widok otwiera się zupełnie nieoczekiwanie za którymś tam zakrętem. Nie jestem Orzeszkowa, nie potrafię wylać stosownie dużo wody, żeby oddać urok okoliczności.
Uważnie mijamy schronisko El Chileno (uwaga na toalety! ponoć przez nie nie należy za bardzo pić wody w pobliżu, bo generalnie wodę w Parku piję się ze strumieni na pieska bez oporów). W Base Camp nas ostrzegli, że to owszem fajne miejsce, ale nie można dać się wciągnąć do środka, bo się utknie na amen i żegnajcie szczyty. Więc nie weszliśmy zapobiegawczo.
Wieje coraz bardziej, stromo coraz bardziej. Ostatni odcinek to intensywna wspinaczka po kamieniach. Kiedy docieramy na górę w przepięknym słońcu ukazują nam się trzy wymarzone piki z lodowcem u stóp i turkusowym jeziorem poniżej. Wymarzone Torres del Peine na tle błękitu nieba na Walentynki :-D Spędzamy godzinę albo i dwie starając się wypalić sobie widok na siatkówkach.
Gdy schodzimy zaczyna wiać i się chmurzyć, acz nie robi to wrażenia, bo swoje już przeżyliśmy. Niemniej wciąż jest mnóstwo ludzi idących do góry. Tym razem bezpieczni pozwalamy sobie na przystanek w El Chileno. A gdy jesteśmy już na dole dostrzegamy, że na szczytach leży śnieg, któego tam nie było, gdy wychodziliśmy. Co za klimat...
Na kolację dostajemy... bułeczki w kształcie serduszek. W końcu walentynki :-D Do tego jakieś chicken szimiszami albo czamiczumi albo szialalala (pieczone nóżki na ryżu) Tym razem nie dostaję deseru gratis. Zasypiam jak aniołeczek chyba o 20, bo udało mi się wbić na prysznic w schronisku zamiast na campingu. I nie straszne mi były kolejne wyczyny wokalne sąsiadki.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018