Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Azory, 2016    Pico na Pico
Zwiń mapę
2016
13
maj

Pico na Pico

 
Portugal
Portugal, Pico
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1710 km
 
Tym razem ja zapomniałem, że nie przestawiłem zegarka w komórce i robię pobudkę o godzinę za szybko - zostajemy Mistrzami Zegara (tzn. stacje telefonii komórkowej nie ogłaszają tu czasu azorskiego tylko portugalski kontynentalny, o godzinę wcześniejszy i taką komórkę należy sobie przestawić ręcznie, co oczywiście radośnie zignorowałem, jakoż z premedytacją ignoruję cały ten komórkowy kram w czasie wakacyjnym, za co mnie co niektórzy nienawidzą, sorry).
Przepływamy promem o 7:30 z Horty do Madaleny na sąsiedniej wyspie Pico (gdzieże to wczoraj wylądowaliśmy). Właściwie wyspy tej uparcie nie widać przez mgłę występującą uparcie zarówno w prognozie, jak i w naturze, którą to mgłę staramy się uparcie ignorować. W pół godziny pokonujemy przesmyk między wyspami i w porcie odbieramy zarezerwowane samochody (Peugeoty 105). Ruszamy na objazd wyspy.
Za Madaleną rozciąga się ponoć największe tutaj (naturalne?) pole lawy oraz najbardziej urokliwe miasteczko – Lajido z domkami zbudowanymi z bloków bazaltu łączonych białą zaprawą i zdobionych okiennicami o intensywnych kolorach. Za nim znajdujemy pierwsze winnice z krzewami osłoniętymi murkami z bazaltowych kamieni (bo wiać może tu niemiłosiernie, a to delikatne bidulki przecież). Oznacza to, że co 300m zatrzymujemy samochody i wpadamy w szał zdjęciowy i w tym szale z trudem zauważamy, że w międzyczasie pogoda się zmienia, że niebo się oczyszcza, że wychodzi palące słońce (psujące zdjęcia) i… że wulkan Pico robi niespodziankę i odsłania się w całej okazałości. Najwyższy szczyt Portugalii (ok. 2300mnpm). Orgia wizualna (no wielkie mi halo - taka prawie idealnie trójkątna górka z dodatkową górką na samym szczycie). Zwariowaliśmy.
W swym bezmyślnym szczęściu w najbliższym miasteczku Santo Antonio zostajemy na popas kawowo-lodowy przy stacji wielorybniczej (dzisiaj muzeum). Jeszcze klasztor z drzewem życzeń, jeszcze wiatrak (gdzie usiłujemy zaparkować na balkonie widokowym, wjeżdżając po pasach dla pieszych) i gdy tak pewni już swojego szczęścia klimatycznego zaczynamy wjeżdżać w górę, szczyt znów się zasłania i w efekcie resztę drogi spędzamy w chmurach (czyli we mgle na 10 m widoczności, w której trzeba jechać ostrożnie, żeby nie wpaść na beztroską krowę wulkaniczną).
Punkt widokowy przy małym jeziorku oferować powinien atrakcyjne odbicie szczytu wulkanu, ale nie chce. Z balkonu powinno być widać wybrzeże i drugą wyspę, ale nie widać. No cóż. Przejeżdżamy na drugą stronę wyspy. Na dół. Wraca widoczność. Zatrzymujemy się na postój w miejscu, które ma ponoć oferować spacer po lesie, acz okazuje się miejscem piknikowym. Dla pocieszenia znajdujemy rosnące ananasy lokalne (inne od znanych nam, bo dużo mniejsze i różowo-czerwone) oraz... huśtawkę, z której z Agą robimy pożytek drąc się w niebogłosy ze śmiechu i udowadniając zadziwionej Marysi, że Aga waży więcej ode mnie, bo przecież mnie przeważa.
Dojrzeliśmy do uzupełniania kalorii więc celebrujemy obiad w przydrożnej knajpie (arroz de mariscos z zielonym winem – vinho verde, specjalności portugalskie), którą cudem udaje nam się znaleźć w Sao Mateo (skoro w Sao Caetano nic nie ma, tutaj to są same 'Sao' albo 'Santo') i jedziemy na powrót w górę ku szczytowi, bo ponoć tam jest jakiś punkt informacyjny o wulkanach. Okazuje się on być stacją wejściową (dość ciekawą architektonicznie) na szczyt, bo za atrakcję wspięcia się z 1300m npm na 2300m npm trzeba uczciwie zapłacić. Szkoda, że nie pójdziemy, no ale taki „c’est la vie”. W zasadzie wierzymy na słowo, że tu jest pięknie, bo lądujemy w chmurach i to deszczowych, ale brodzimy w tym dżdżu z uporem turystycznym. Ci co wchodzili na szczyt w porannym słońcu mieli przepiękne widoki, ale chyba teraz są bardzo zdziwieni. I mokrzy.
Jedziemy we mgle wyobrażając sobie widoki dookoła i starając się unikać krów błąkających się po tych stromiznach. Na dole w zasadzie 'na czuja', za to znowu w pięknym słońcu, znajdujemy najsłynniejszą winnicę w okolicy (na południe od Madaleny), Wielka pofalowana przestrzeń jest pokryta powyginanymi murkami z czarnych kamieni chroniącymi małe krzewy winorośli, a w samym środki tkwi stary czerwony wiatrak. I jeszcze odwiedzamy Cella Bar (okolica Lugar da Barca) o dziwnej architekturze położony na samym wulkanicznym brzegu, który znalazłem byłem w internecie jeszcze przed wylotem tutaj, a który wygrał tytuł Archdaily „Building of the year 2016” w kategorii hospitality architecture.
Oddawszy samochody mamy jeszcze 20 minut na krótki spacer po centrum Madaleny zanim odpłyniemy promem. W zasadzie nic ciekawego tam nie znaleźliśmy. Nawet w kościele. Przy promie ze zdziwieniem spotykamy jeszcze Dominikę - ostatnią załogantkę, którą spotkał ten sam los co nas, czyli zamiast w Horcie wylądowała na Pico i teraz przeprawiała się promem. Bardzo się zdziwiła, że tam nas znalazła.
Po przeprawieniu się na powrót na Faial w naszą czeredę piorun strzelił. Część została w marinie znaleźć armatora naszego jachtu (który ponoć już przypłynął do mariny). Reszta rusza na zakupy. Ostatecznie piechotą na szczyt, gdzie ulokowany jest supermarket docieramy z Daną, zaś Aga z Marysią rejterują po drodze. Tak sobie wracaliśmy z Daną z wielkimi siatami dóbr gastronomicznych i zastanawialiśmy się czy grozi nam raczej mord czy błogosławienie, bo… klucze od apartamentu spoczywały w mojej kieszeni. Spodziewaliśmy się raczej zastać wściekłą czeredkę czekającą pod drzwiami. Ostatecznie nie było źle, bo Krysia trzeźwo uderzyła do gospodyni po drugi zestaw kluczy. Kolacja w domu – niezatapialny makaron z sosem pomidorowym.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (27)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Michau
Michau - 2016-05-24 14:50
:-)
 
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018