Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Ameryka Południowa 2008    Los Lagos ciag dalszy
Zwiń mapę
2008
11
wrz

Los Lagos ciag dalszy

 
Argentyna
Argentyna, Bariloche
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8493 km
 
Rano jak skowronek o 7.30. Jak nigdy. Za oknem czysciutkie niebo i te szczyty oczywiscie.
Pakowanko. Sniadanko. Sniadanko serwuje juz kto inny niz wczorajszy pan z bielmem i coreczka okupujaca komputer. Gustawo za to mowi po angielsku i jest wyjatkowo energiczny. Na sniadanie tosty z marmeladami dwoma. Pisze taka glupote, bo te marmelady wazne. Domowe. Bo onie w ogole tu maja jakas fobie na punkcie tych marmeladek, czekoladek i ciastek. No ale skoro same sporty, to energie z czegos trzeba brac. W sumie nie ma co marudzic, bardzi smaczne byli.
Autobus o 14, wiec zdazylem jeszcze wdrapac sie na Mirador Bandurrias. Caly urok polega na tym, ze San Martin lezy nad jeziorem, ale w zatoczce za polwyspem. Szlak na mirador wiedzie w poprzek tego polwyspu. Godzina raznego spaceru po oszronionej sciezce. I co? i trafiam na brame wpoprzek drogi. Zamknieta. Toc sie pytam piknikujacych tutaj (o 9tej?!) signoritas bonitas co jest i dlaczego zamkniete. No to mi mowia, zebym przez plot, bo wszyscy przez plot. Tradycji stalo sie za dosc, leze przez plot.
O fak... jaki widok. Ta cala kraina Los Lagos (jezior) jest niesamowita. Gorskie jeziora wsrod tych szczytow - nizej lasy, wyzej sniegi. Cud miod. Czy to latem czy zima. Siedze sobie, ksiazke czytam. Strumyk szemrze, kury gdacza, kogut pieje. Czasem psy sobie przypominaja o obowiazku strazniczym. Siedze oczywiscie sam, bo poza sezonem i za wczesnie dla tych co to juz tu przyjechali na drapanie sie na gorki. Spokoj i piknie.
Schodzac zauwazylem, ze ten pikny szlak biegnie koli ´tratamiento cloacas´ czy jakos tak. Czyli oczyszczalni sciekow. Na szczescie nie capi tylko buczy :)
I pojechalem. Tym razem omnibus. I jak zwykle... co to byla za wycieczka...
Gory, skaly, jeziora. Z czasem zniknely drzewa i jechalismy na prawde przez ksiezyc. Jedziemy kotlina. Dookola albo skaly albo suche wzgorza. Jeziora biernie istnieja, wzgorza i skaly aktywnie je otaczaja. Poziom walczy z pionem. Czasem wszystko podsumowuja czapy sniegu. To abstrakcyjne, bo taka suchosc ciagnie sie po horyzont, ale wbrew logice tkwia w tym jeziora. A woda krystaliczna. I slonce, ktore uparcie nie chcialo sie niczym zaslonic. I ksiezyc z drugiej strony. A to slonce to jest tutaj po stronie ponocnej, przez co co jakis czas gubie sie z mapami i ide w przeciwna strone. Pech :-)
Gdzies po drodze wsiadla indianka z dwojka dzieci. OK. Ale wysiadla z dziecmi gdzies po drodze, w srodku tzw niczego. Sucha rownina po horyzont z jednej i drugiej strony. Dokad ona a tymi dziecmi?! ale zapewne to ja czegos nie wiem. No i byli jeszcze ci faceci w megaberetach, ktorzy podjechali na przystanek zdezelowanym pickup-em. I arhentino w kabeluszu - kapelusz z mega rondem i... nausznikami ze sznurkami. Folklor.
Pod koniec pojawily sie jakies lokalne jodly i znow wrocilismy do rzeczywistosci. Bariloche.... Pierwsze tak zatloczone miejsce (po Santiago), gdzie musze uwazac, zeby mnei nie przejechal jakis autobus. No coz. Lezy przy przepieknym jeziorze i jest brama do parku narodowego. Moze mi sie uda go jutro zobaczyc.
Znalazlem tu cudny hostel (Periko´s) - polecam. Niemniej, gdy tu wrocilem wieczorem z szukania biletu itp przywital mnie tlum wrzaskliwych amerykanow, wychodzacych do kasyna. Zgadnijmy z kim bylem w pokoju... Powinienem sie bylem domyslic po panujacym tam porzadku w stylu salatka artystyczna. Wrocili nad ranem wyznajac sobie:´ooo... pantalones... i dream of pantalones´ albo ´pamela, ooo pamela... she is more beautiful that my girlfriend´. Na szczescie poza tym nie mam problemow ze spaniem i zemscilem sie pobudka o 7.30.
Nie udalo mi sie kupic biletu stad na dalsza podroz. Cholera. A pojechalem nawet specjalnie taksa (ktorej nie dalo sie przez pol godziny znalezc) na dworzec. W nagrode zjadlem kolacje (w koncu) w jakiejs lokalnej zarlodajni z lokalsami. Nazywalo sie mondongo a la espanola. Bylo to ponoc tradycyjne danie argentynskie - miszanka (jak fasolka po bretonsku) z flaczkow, miesa, kielbasy, ziemniakow, fasoli i cieciorki. Pyszne. Zyje :-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
irek
irek - 2008-09-11 20:33
zazroszcze tej sielanki :) Pozdrawiam
 
Pingwiny
Pingwiny - 2008-09-11 22:16
No i cud miod,ale jak tam zoladeczek? Zdrowko juz chyba doszlo do tzw,. normy. Ale Ci uroczo i dobrze.Czasem warto zmienic plany. Trzymanko.Sms-y doszly. Usciski tez. Pingwiny goraco pzdr.Ciumasy.
 
anthem
anthem - 2008-09-14 09:51
CZy jest jeszcze śnieg w Bariloche?
 
kvolo
kvolo - 2008-09-15 15:35
W samym Bariloche i nad jeziorami - nie, ale dookola owszem. Wszyscy pedza na narty.
 
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018