Wpis przelotny, ciag dalszy dnia poprzedniego. Poblakawszy sie po Montevideo o poranku, zaladowalem sie o 13 do autobusu i w droge na polnoc.
Tym razem na dworzec dotarlem bez niespodzianek. Prosciutko aleja 18 lipca. Udalo mi sie reszta trzezwosci umyslu kupic milenesa con carne picada na wynos (czyli hamburger z kotletem mielonym, panierowanym, swietnie doprawionym). Przy dworcu niespodzianki. Pierwej miedzy kamienicami dostrzeglem wielki maszt radiowy, taki jak w Polsce do przesylu pradu, tylko wieeelki i bialoczerwony. A pozniej wpadlem na pomnik Juan Pablo 2, ktory jako pierwszy papiez odwiedzil Urugwaj. Cieply akcent.
Bilet mam, autobus znajduje. Poszlo podejrzanie dobrze. Za chwile na siedzenie obok laduje sie dziewczynka z hostelu, ktora siedziala przy komputerze obok, gdy ostatnio sprawdzalem maile. Drobna blond dziewczynka, ktora dopytywala sie jak sie pisze ´fight´ i ´bruiser´ okazala sie nie byc durna Amerykanka tylko... Laponka, ktora spedza 4-5 miesiecy w roku blakajac sie po swiecie (z czego 3 surfujac w Kokstaryce). A pracuje przy raftingu gdzies w Szwecji, ale to ostatnio, bo wczesniej na statcji benzynowej w Finlandii. Wczoraj probowali jej wyrwac torebke pod schroniskiem (no w koncu drobna i blond), ale sie nie dala (stad fight i bruisers). Jakich ludzi sie spotyka...
Okazuje sie, ze plan mamy taki sam - dotrzec do Salto, przeprawic sie do Concordii w Argentynie i wyruszyc dalej na polnoc. Mamy nadzieje, ze zlapiemy tam jakies autobusy.
Urugwaj zza okna autobusu wyglada jak Mazowsze - plaski, lekko pofalowany, troche drzew, czasem krowy (rzniete na rozen). Jedynie zachod slonca ciekawy. To kraj wielkosci polowy Polski i zaczynam rozumiec dlaczego w przewodniku zajmuje tylko pare stron. Maly i z ciekawych rzeczy sa tu tylko plaze, ale oczywiscie raczej latem. I robia wino, ale tych winorosli nie dostrzeglem.
Mamy polaczeniowego Fuksa Niesamowitego. Przyjezdzamy do Salto o 19, lapiemy bus o 20.30 do Concordia (w przerwie uzupelnienie prowiantu za resztki lokalnych pesos). Tam czekamy 2 godz. na bus do Iguazu. O polnocy ruszamy wiec dalej na polnoc - kolejne 12 godzin jazdy. Trudno sie przyzwyczaic, ze polaczenia autobusem tyle trwaja, kiedy w Polsce jedzie sie 10 godz z jednego konca na drugi. Niemniej i tak Cud Polaczeniowy. Na dworcu w Salto czysciutko i nowoczesnie, ale za to w poczekalni w Concordii w koncu jakies lokalne brudy - gaucho w kapeluszu z wielkim rondem przywiazanym pod broda, blekitnej krajce na szyi, bordowej kamizelce i bezowych zamszowych butach po kolana. Arhentina rulez.
Z ciekawostek w ramach przesiadki w Concordia musielismy na dworcu wziac taksowke i pojechac gdzies na obwodnice miasta, skad zgarnal nas autobus. No akurat tamta linia nie miala tutaj swojego dworca.
Autobus wygodny, coche cama. Zasypiamy w miare sprawnie, faszerujac sie na wszelki wypadek sobieskim, ktorego wydobylem zapobiegawczo z plecaka. Obstawieni butelkami i zakaskami jedziemy jak w bufecie.