No i jestem w Buenos Aires. Poczatek konca. A moglbym tak jechac dalej...
Autobus wjezdzal do miasta o swicie. Wszystkie te wiezowce w swietle wschodu. Przyjechal na Retiro, czyli dworzec z ktorego wyjezdzalem z Buenos do Urugwaju (mniej wiecej). Tym razem juz znam to wszystko, wiem gdzie jestem, wiem gdzie jest stacja metra, ktora linia, gdzie wysiasc. Hostel ten sam - podoba mi sie miejsce i taras na dachu. Choc lumpowata dziewuszka wlasnie nazwala go `shittyhouse`. Zostalo mi 2 dni i zamierzam sie obijac i jak najwiecej nic nie robic.
Przespalem caly ranek. Kolo poludnia stwierdzilem, ze czas zaczac zyc. I blakalem sie dzis po miescie ruchem pijanej muchy. Znaczy, gdzie mnie nogi poniosa, a poniosly zupelnie gdzie indziej, niz pierwotnie chcialem dojsc i odkrylem nowe miejsca. Np: bulwar za Puerto Modero, gdzie polazlem zaciekawiony, gdziez to moga pobiec ludzie w dresach w poludnie w dzielnicy wiezowcow. A oni ku brzegowi zatoki. Tam nie bylo jeszcze zatoki tylko jakies krzaki i oni po tych krzakach. Znaczy cywilizowane krzaki, jakas sciezka czy cos. Zas na skraju krzakow piekny bulwar, na ktorym co 30m byla buda z parillada. Tylko ludzi niewiele w tej dzielnicy.
Na Plaza 25 Mayo manifestacja pod katedra - cos o wolnosci prasy i Paragwaju. Naprzeciw Casa Roja, czyli palac, z ktorego m.in. przemawiala Evita. Jest tam muzeum, ale maja remont. Szkoda, bo chcialem zobaczyc jakis forty pod ziemia.
W San Telmo utknalem na Plaza Dorrego. Uwalilem sie z ksiazka i kawa przy stoliku na sloncu. Klimat kazimierzowski. Wokol placu niskie kamieniczki, niektore secesjonujace. Pelno antykwariatow. Wokol placu rozlozone koce z alternatywnymi wisiorkami itede. Na samym placu troche stolikow i przy jednym ja. Na srodku troche miejsca na tango. Przy stolikach z reguly turysci, z wyjatkiem wiekowej lokalnej signory, pilujacej uparcie paznokcie naprzeciwko mnie. A stolik dalej tancerze tanga, ktorzy na razie pija soki i siedza w trampkach. Dalej, nizej druga czesc placu. Tam stoliki bardziej dystyngowane, bo z obrusami. Tango juz tam leci, ku radosci staruszka z kamera.
Stwierdzilem, ze bede jadl. Sprobowalem milanesy (cienki kotlet) z pure z calabazy (dynia). No i zanim sie ten moj kotlet zrobil to sie nasi tancerze przysposobili do tanga. Znaczy zmienili trampki na zamszowe buty do tanca na lekkim obcasie (on) i szpiki z czarwonymi obcasami (ona). Ostatecznie na tym sloncu ja tego kotleta, a oni to tango. A potem kawa i Cortazar. Zmusilem sie do wakacjowania.
W Recolecie tez sie zmusilem. Po obejsciu slynnego cmentarza po raz kolejny uwalilem sie na trawie i znow ten Cortazar i slonce. Poszedlem jeszcze zajrzec do motokwiotka i okazalo sie, ze na wieczor on zamyka te swoje motoplatki. No prosze.
Bardzo mnie tylko stresowaly odglosy startujacych samolotow (bo lotnisko niedaleko). Nie chce mi sie wracac.