Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Ameryka Południowa 2008    Nic nie robic!
Zwiń mapę
2008
27
wrz

Nic nie robic!

 
Argentyna
Argentyna, Tigre
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13971 km
 
Odkrylem, ze w ramach wczorajszego nicnierobienia przelazlem Buenos (centrum) wzdluz i wszerz i sie jeszcze na nocne spacery wybralem. Wszystko mnie boli. Cholera. Moze dzis mi sie uda bardziej nic-nie-robic.

Odkrylem rowniez, a raczej uswiadomilem sobie specyfike lazienek w hostelu. Sa 4. Zamykane drzwiami przesuwnymi. W waskim korytarzu. W kazdej muszla, umywalka i prysznic wielkosci wanny. Specyfike calosci uswiadomilo mi jednak urzadzenie do papieru toaletowego - 5 rolek na raz w takim dozowniku. No moznaby sobie degustacje urzadziec, niestety wszystkie rolki sa takie same.
Jesu, co ja belkoce...

Obudzilem sie niechcacy, za sprawa budzika goscia z pokoju, ktory wyl chyba od 8mej (budzik nie gosc). Nie wiem po co niby wyl, bo gosc lezal przy tym wyjacym budziku i wstawac nie mial zamiaru. Za kolejna reaktywacja budzika wyrazilem swoj sprzeciw na tyle dobitnie, ze budzik wylaczona i popadnieto w dalszy letarg. Wykaraskanie sie z hostelu nie szlo mi totalnie. Niemniej, gdy wychodzilem gdzies koli 11.30, wspolokator tkwil w letargu nadal.
Postanowilem sobie urzadzic cudny, relaksujacy dzien na koniec wakacji. W koncu trzeba po nich odpoczac. Niemniej nie spotkalem sie ze zrozumieniem u dziewczecia w recepcji. Gdy zappytalem: `Dzis nie chce nic robic, wiec co mam robic?` troche oniemiala. Po czym usilowala mnie wyslac w te krzaki nad zatoka, co to je wczoraj odkrylem, bo tam biegali. Nie dalem sie w krzaki wyslac i wybralem Tigre. Dobry wybor.
Jedzie sie tam ok 45 min pociagiem z glownej stacji Retiro. Tanio (2,30$ w obie strony). W ogole tu maja jakas tania ta komunikacje - bilet w metrze 0.9$ czyli jakies 75 gr. Usadowilem sie szczesliwie przy oknie. Dosiadly sie jakies malolaty i wziely sie za trajkotanie, poklepywanie, rechotanie, czego o zgrozo za grosz nie rozumialem. Niemniej, malolaty okazaly sie przydatne. Przeto dziewuszki wydobyly z plecakow termos, reczniczek, mate, bombille i yierba i wziely sie za parzenie mate. Znaczy na zakonczenie pobytu w Amerykie Pld. mialem warsztaty z parzenia herbaty i ostatecznie nawet mnie poczestowano. Okazuje sie, ze to wcale takie proste nie jest i trzeba znac pare trikow. I jest dwa rodzaje mate - magro i dulce (czyli z cukrem). A juz porzucilem nadzieje, bo o poranku wyrzucilem swoja mate do smieci, bo mi lekkko zaplesniala po pierwszym, nieudanym (a jakze) uzyciu. Trzeba bedzie zreanimowac. Trzeba bedzie kupic nowa.
Tigre. Tigre nie jest jakies najsliczniejsze. Male i cholernie turystyczne (nawet kasyno i stale wesole miasteczko maja). Niemniej jest dobrze utrzymane, czyste i zorganizowane i w tym sloncu wiosennym prezentowalo sie bardzo przyjemnie. Jest brama do delty rzeki Parany - tworu, ktorego istnienie podejrzewalem od przelotu do Buenos Aires. Jej rozlewisko u ujscia jest ogromne i tworzy wielotysiecznohektarowy labirynt rzek, rzeczek, kanalow i wysepek. Fragment, ktory widzialem jest zielony, zarosniety drzewami i innymi takimi, ale podejrzewam, ze dalej ku oceanowi jest wiecej mielizn itp. (ha, to chcialbym zwiedzic...)
Tigre ma dwa glowne miejsca turystyczne. Okolice Mercado de Flores to rowniez kasyno i wesole miasteczko. Stamtad odchodzi wiele wycieczek lodziami i katamaranami po tych rzeczkach deltowych. Drugie miejsce to dluugi turystyczny deptak wzdluz Rio Lujan po drugiej stronie miasteczka.
Najpierw ku Markadowi. Zjadlem tam cosw cenie strasznie turystyczniej. Niemniej przynajmniej wiem juz co to jest empanada z humillas (jajko z kukurydza?). Pokrzepiony udalem sie ku katamaranowi, po to by... zdazyc sie dostojnie spoznic. Byl 1,5 m od brzegu jak przyszedlem! No, nie bylo mi pisane. Pojechalem wiec na wycieczke krotsza, ale w zupelnosci wystarczajaca i o polowe tansza.
Wow! Ta delta to jakby Wenecja tylko na dziko. Tzn nie na dziko. Oj. Rzeki tworza takie kanaly wodne, ktore sa tu podstawa komunikacji, a na brzegach stoja domki - od bud po wille (kaplica, muzeum...). Czyli idea wenecka inaczej. Wszystkie te domy roznego sorta sa zadbane, wokol ogrody, drzewa. Gdy sie patrzy na te utrzymane ogrody to pierwsza mysl to rodzinne pikniki itp. Kazdy ma wlasna keje, z reguly zadaszona na koncu - taka altana (ponad woda), w ktorej sie siedzi towarzysko i pije mate. A z kei zejscie do wody, bo kazdy musi miec tu kajak/lodke/motorowke/cokolwiek. Jest ponoc nawet autobus wodny. Domki maja swoje wlasne nazwy i chyba nawet adresy oparte o nazwy rzek jak o nazwy ulic (np: Rio Lujan 45). Ludzie odpoczywaja na brzegu, wyleguja sie na sloncu (co z kapiela to nie wiem, bo woda troche w kolorze kawy z dodatkiem mleka) i w ogole sielanka. Ponoc mieszka tu ok 1 mln mieszkancow (w Buenos - 3 mln). A, domki sa na palach, bo Parana potrafi wylac. Dzis miala jakis 1,6 m (jest jakies 0,5 m plywow dobowych). Brzeg jest jakis metr wyzej, a domki jeszcze na palach. Niezle musi wylewac. I ponoc dosc raptownie.
Wrociwszy odpoczety i zachwycony z wycieczki w ataku szczescia zakupilem nowa mate. A co. Pani w soczewkach w plastikowym kolorze byla tak przejeta i uprzejma, ze mnie nawet wyposazyla w dwie instrukcje obslugi. Trzeba bedzie pocwiczyc. Poszedlem sie wiec byczyc w drugie miejsce turystyczne. Deptak wzdluz Rio Lujan, czysciutki, zadbany i dluuugi. Chodniczki, laweczki, platany, kwiotki, jakies pnacza pachnace jak bez. Trawa przystrzyzona a na trawie tlumy sie przewalaja (bo w koncu trawa do tego sluzy). Przewalaja na wlasnych siedzeniach albo siedzeniach przytaszczonych typu lezaki. Tlumy te z reguly solidarnie pija mate, co wyglada smiesznie, bo wszyscy maja termosy w taki upal. Czyli moc tradycji. Drugi tlum przewala sie po rzece wzdluz deptaka z pomoca kajakow lodzi skuterow itede. Na koncu tego deptaka stoi pienkny palac, czyli Muzeum Sztuki. Zwiedzac go absolutnie nie mialem ochoty, ale ciekawy to budynek. Ponoc swego czasu byl najwiekszym kasynem w Argentynie (o ile dobrze zrozumialem opowiesc pani z lodki).
Wracajac na dworzec odkrylem, ze mam bilet w dwie strony, czyli... stac mnie jeszcze (bo ciagne na tzw. oparach) na lody (w cenach turystycznych bardzo). Lody nie tak wielkie i nie tak dobre jak w Carlos Paz, ale jednak. JEsu, tu kazda lodziarnia ma wybor jakichs 30 smakow...
Co weekend, to weekend. Pelnia szczescia. I pociag do Buenos przy zachodzie slonca. Troche odpoczalem od tych wakacji.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018