Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Peru, Boliwia 2007    ´Pepek swiata´
Zwiń mapę
2007
25
sie

´Pepek swiata´

 
Peru
Peru, Cusco
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 611 km
 
Dzien w koncu zaczal sie czyms pieknym (oczywiscie pomijam marudzenie przy wstawaniu o 5.30 i przedzieranie sie taksowka z rozbita szyba przez szara i wilgotna Lime).
Otoz lot... Lot do Cusco!!! czyli przedarcie sie ponad czape chmur podarowana calemu wybrzezu wokol Limy przez prad Humbolta i mila podroz ponad Andami do stoloicy Inkow. Poltora godziny blogich widokow. Wszyscy siedzimy z nosami przy oknach, kazdy swoim (i nosem i oknem). Widoki piekne i o dziwo zmieniajace sie. Najpierw lecimy nad morzem niskich chmur, z ponad ktorych wystaja szczyty gor. Potem chmury nikna i lecimy nad suchym plaskowyzem od czasu do czasu przecinanym wyschnietym korytem rzeki. W koncu jest pora sucha i zero wody i zieleni. Zreszta w tym rejonie to z zielenia raczej krucho. Mijamy szczyty srodkowej kordyliery (ostre szczyty pod czapa lodowcow). Na zakonczenie widac niekonczaca sie polac chmur nad dzungla (no przynajmniej jest tam woda co to do produkji chmur jest niezbedna). Ladowanie w Cusco jest dosc atrakcyjne. Miasto rozciaga sie na srodku doliny, a na srodku miasta rozciaga sie lotnisko. Podchodzi sie zas do niego z bocznej doliny, czyli pilot obniza sie do jakichs 200-300 m nad rynna bocznego wawozu i lukiem wchodzi na pas lotniska. Imponujace. Na pokladzie jeszcze jedna przyjemnosc czyli inicjacja w piciu ´Inca Cola´ - intensywnie zolta lemoniada o smaku landrynek i czegos jeszcze. Stewardesy uroda nie powalaja. Wzrostem tez.
Podrozujemy jak burzuje. Na lotnisko przyjezdza luksusowy wan i wiezie nas do hotelu. Oczywiscie wszystkie plecaki za nami nosza, a w hotelu czeka ´mate de coca´ na powitanie. Slow brak. Pokoj szybko zatwierdzamy i hurra na zwiedzanie slonecznego miasta.
Slonce faktycznie ´operuje´. Lukasz, choc dzielnie wysmarowal sie filtrem UV60, w ciagu godziny zyskuje radosnie czerwony nos (moze to filtr ´60min´?). Cusco jest piekne i mysle, ze nie tylko z powodu zachlysniecia sie przez nas czystym niebem po trzech dniach w Limie. Czyste i zadbane. Budynki mniej barakowate niz w stolycy. Dachy z dachowki. Zeby dotrzec do centrum musimy sie przedrzec przez targ. Pozniej nabywam tu torbe lisci koki, bo przewodniki mowia, ze to lek na chorobe wysokowciowa (soroche). I faktycznie sie tu ja czuje. Troche ´buja´przy chodzeniu, a przede wszystkim mecze sie sprawnie. Nie przeszkadza to Lukaszowi pedzic z jego regularna para na czele pochodu, a ja spaceruje gdzies w tyle (no w koncu mam wakacje i chodze z dostojenstwem). W miedzyczasie Lukasz nawet pcha jakiejs Peruwiance wozek z dzieckiem pod stroma gore! Don Juan... choc Peruwianka go sprawnie porzuca. Pewnie natchnela go wczesniejsza wizyta w jednym z kosciolow, gdzie odbywal sie slub i chlopaki ugrzezli na tym slubie na pol godziny (moze to juz czas?). Na szczycie tej samej gory, gdzie Lukasz z tym wozkiem jacys Autochtoni chca tez napasc Artura... wiec sprawnie wracamy ku cywilizacji.
W ramach buntu przed burzuazyjnym wyzyskiem konsupcjonizmu burzuazyjnych turystow obiad jemy w jakiejs norze. Zupa z podrobow, ktorych zapach zabija swieza kolendra i ryz z czyms, czego nie analizuje, ale jem. 2,5 sola od osoby. Taniej niz w Indiach.
Przespacerowani i najedzeni lokujemy sie przy stoliku na balkonie na pieterku w knajpie przy Plaza de Armas. W koncu NORMALNA kawa. Nawet latte. (choc wlasciwie na lotnisku tez byla prawie normalna). Wszyscy wpadli w blogosc, wzmozona sokami z papai, bananow i czort wie czego tam jeszcze. Wokol 4 koscioly w stylu kolonialnym (w rzeczywistosci stojace na zrujnowanym palacy Wirakoczy) i rozlewajace sie na stokach miasto. I zar z nieba. Wakacje...
Kelner, ktory wydawal sie nas nienawidzic za to, ze nie zamowilismy dan obiadowych za jakies miliony, zostaje sprawnie udobruchany pytaniami o wiszaca tu flage polska iopowiada nam o jezdzacym po Cusco tramwaju turystycznym, ktory mial sie zatrzymac pod balkonem, na ktorym delektujemy sie kawami. I faktycznie przyjezdza. Lukasz rzuca sie w obledny bieg, by go zatrzymac, ale w efekcie tylko laduje pod jednym ze stolow w podejrzanej pozycji przypominajacej nieudany kwiat lotosu. Na szczescie wstaje. Wsiadmy do drewnianego tramwaju. Profesor bylby z nas dumny - w godzine objechalismy miasto i wszystkie najwazniejsze zabytki. Nawet odwiedzamy ´Jesus bianco´ na jednym ze szczytow, gdzie dzieci puszczaja latawce, wystaja resztki Inkaskiej twierdzy, a ponizej rozposciera sie przepiekna panorama doliny :) heh...
A teraz czekamy az ktos nam przyniesie jakies bilety do Machu Picchu na pociag na jutro rano, bo jak nie przyniesie... to nie przyniesie :)
Podsumowujac - Cusco polecamy.

PS bilety przyszly.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Michau z Falbanicy
Michau z Falbanicy - 2007-08-27 15:43
Zazdrosc zalala mi oczy i odebrala zdolnosc logicznego rozumowania :-) Nie wspominajac o spokoju ducha. Pozdrawaiam serdecznie z Centraly! :-D
 
anthem
anthem - 2007-08-29 18:54
No a gdzie foty?
 
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018