PO raz pierwszy spie cudownie nieprzerwanie i rozkosznie, az do 7.30. No skoro niedziela, to chyba moge pobyczyc sie w lozku. NIemniej Lucas wykapany oswiadcza, ze wychodzimy. Nie wychodzimy. No to on wychodzi na spacerek, ja zaglebiam sie w lekturze, a Artur w lozku.
W koncu godzine pozniej udaje sie nam zaszczycic swiat nasza obecnoscia. Pyszne sniadanie u Turka zlozone ze swiezo upieczonych podplomykow, swiezo wycisnietego soku z pomaranczy, swiezo zaparzonej kawy I swiezo usmazonej jajeczniczki na pomidorach. Wakacje…
Po drugiej stronie hotelu znajduje sie najwiekszy zabytek Arequipy – klasztor swietej Cataliny. Wjazd drogi, ale gineimy tam na godziny. Klasztorek ten okazuje sie calym miasteczkiem z 7 wewnetrznymi uliczkami, wzdluz ktorych nieszczesne siostry mialy swoje skromne domy zlozone z salonu, sypialni, kuchni I lazienki. Oczywiscie bez sluzby sie nie obeszlo. I porcelane tez widzielismy. Tia… ubostwo koscielne. Niemniej wszystko niesamowite. Mury w kolorze czerwonym, sciany wewnetrzne ultramaryna lub kremowe. Na dziedzincach rosna pomarancze, fikusy, peralgonie, a nad wszystkim sterczy wulkan.
Pozniej blakamy sie troche po miescie. Uliczki proste po horyzont, niskie domy, troche dziki zachod. Artur leczy jelito (wizytujemy apteke, bo trzeba flore bakteryjna odbudowac po dwoch tabletkach nifuroksazydu). Odwiedzamy tez Muzeum ofiar Inkow. Skladali je z dzieci na szczytach wulkanow. Zobaczyc mozna m.in. zamrozona Juanite…
Wyganiaja mnie inetcafe, wiec tylko powiem jeszcze ze…
Po 3 godzinach szukania znajdujemy trekking na 3 dni na jutro do kanionu Colca, wiec znikam…