Geoblog.pl    kvolo    Podróże    Peru, Boliwia 2007    Ku Arequipie, czyli ´na dol´
Zwiń mapę
2007
01
wrz

Ku Arequipie, czyli ´na dol´

 
Peru
Peru, Arequipa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1294 km
 
Plany ambitne, bo najpierw zwiedzanie, a potem podroz. Rano szybkie sniadanie – nie ma gdzie zjesc, bo malo co od 9tej, ale w koncu sie udaje. Sprawnie znajdujemy taksowke do Sillustani (wycieczki organizowane so dopiero popoludniu, a niestety uparlem sie to zwiedzac). Taxista mowi, ze 50 soli, czyli o 10 taniej niz sie spodziewalismy, wiec nawet sie nie targujemy (to 35km od Puno). Dojezdzamy droga mniej lub bardziej dziurawa. Po drodze jeszcze panorama Puno i zatoki Titicaca, ktora tym razem w sloncu i o poranku jakas taka ladniejsza. Gdy odbijamy od trakty Puno-Juliaca przy drodze ukazuja sie dziwne, ale urocze domostwa z kamienia (cos w stylu polskich zagrod, ale male i peruwianskie i kamienne i z ceramicznymi swinkami na dachu ´dla szczescia´).
Silla...costam to miejsce przecudne, polozone nad jeziorem, 15 m wyzej niz Titicaca. Widzac lodke obalilismy mit, ze Titicaca to najwyzej polozone jezioro zeglowne. Niebo czyste, gory w tle, cisza. Stoja tu ruiny kamiennych wiez pogrzebowych Inkow. Udalo nam sie byc przed jakimikolwiek wycieczkami, wiec w ogole... heh. Przyjezdza wycieczka podstarzalych Amerykanek... zaczynaja zagladac do wiez pojekujac ´oooo... so nice... I´d love to have a nap here´. Po czym laduja sie do srodka. Coz, rzadko zwiedzam cmentarze wlazac do grobow, ale moze jestem pelen sztucznych zahamowan. Bez komentarza.
Wracamy do Puno, odbieramy pranie, zabieramy plecaki z hotelu, szybki kurs na dworzec, jest autobus, wyjezdzamy do Arequipy. Cos to podejrzanie sprawnie poszlo...
Niestety nie jedziemy pietrowym Crostobald de Sur, ku rozpaczy Artura, tylko zwyklym lokalem, ale jakos damy rade. Oczywiscie siadlem nie na swoim miejscu (chlopcy tez, ale Panstwo z ich miejsca bez problemuy sie zamienili). Oni jacys dziwni ci Peruanas, bo wszyscy uparcie szukaja swojego numerka w autobusie. W efekcie ciorali mna ze 4 razy zanim stwierdzilem, ze moze jednak siade na swoim miejscu. Oczywiscie moje miejsce okazalo sie nie tym, ktore wybieralem w kasie, wiec zasiadlem nie z boku przy oknie, ale naprzeciw wejscia do czesci podroznej autobusu (bo trzeba wiedziec, ze tutaj kierowca oddzielony jest od pasazerow solidna sciana). No wiec w efekcie siedzialem naprzeciw drzwi z wizja, ze na kazdym przystanku przewinie sie przez moje kolana nie tylko kazdy wysiadajacy, lecz rowniez kazda niewiasta, ktora zapragnie sprzedac butelke wody lub upieczona lame. Nie bylo zle. Autobus zatrzymal sie tylko w Juliaca, a pozniej to juz puuustka, az do Arequipy. Z ciekawostek to przez chwile jechalo z nami jakies towarzystwo weselne - Panowie w kgarniturach i krawatach, damy w ozdobionych kapeluszach, szalach, z doczepionymi warkoczami. Elegancja ta nie przeszkadzala im jednak zrec palcami jakies mieso i ziemniaki z workow plastikowych.
Siedze obok jegomoscia, zaczynamy konwersowac i o dziwo moj heszpanski pozwala wymienic informacje nt rodziny, pogody i roznicy miedzy Polska a Peru. Pan sie jednak szybko mna znudzil i zasnal. Coz... W zamian kierowca poscil nagranie jakiegos znanego tu dowcipnego harfisty. Niestety siedzialem pod glosnikiem...
Widoki za oknem ksiezycowe. Najpierw kolejne jezioro. Autobus pnie sie do gory (ponoc na 4600mnpm) a potem zaczyna powoli zjezdac na 2300 (Arequipa). Niesamowite to i nie da sie opisac po prostu. Lukasz okresla zjazd jako ´fenomenalny´. Sie zgadzam, choc zaslanial mi widok spiacy Pan.
Hotel w Arequipie znajduje sie jakos tak sprawnie - pierwszy do ktorego pojechalismy. Mimo oporow Artura bierzemy pokoj bez lazienki, ktory okazuje sie byc pokojem poniekad z lazienka, gdyz przechodzi sie do niego... przez lazienke. No a skoro nie ma tu nikogo procz nas, to nalezy ona do nas. Czysto, schludnie, w koncu cieplo! Okazuje sie potem, ze po trzesieniu ziemi turysci zrezygnowali z przyjazdu tutaj i hotele swieca pustkami.
Hotel Regis okazuje sie byc w rewelacyjnej lokalizacji. 3 min do Plaza de Armas. Idziemy zobaczyc miasto noca. Jest sobota, pelno ludzi. Pierwsze wrazenie - jestu tu cieplo, czysto, domy piekne. Od razu nam sie podoba. Kolacja - uparlem sie na ceviche (Artur tylko pizza, bo jelito zaniemoglo). Niestety tutejsze ceviche nie dorownalo temu z Cusco, o czym przekonalem sie dobitniej nazajutrz w toalecie. Niemniej wieczor przyjemny. Dobijamy kelnerow siedzeniem w restauracji, gdy oni ziewali juz ostentacyjnie i prawie wyciagali nam krzesla spod. Artur delektuje sie ´pisco´czyli tutejsza wodka. pisco w wersji puro (czyli ze chcemy na czysto) okazuje sie miec na skladzie butelke spritea. Sprite na naszych oczach zamarza w butelce... ki czort?
POtem ruszamy na poszukiwanie zycia nocnego. Artur upiera sie sprawdzic jak dzialaja tutejsze kluby. Do paru wchodzimy, nawet tak sobie, muzyka rozna, tanczom, pijom. Hitem sezonu jest mordownio-rzezna, gdzie wsrod obgryzionych stolikow i zsuwajacych sie pod stol konsumentow tanczal urocze cycuszki i posladki. Ryczymy ze smiechu.
Po godzinnym krazeniu i bezskutecznym poszukiwaniu dzielnicy klubow wracamy do hotelu. Oczywiscie okazyje sie ze nasz hotel stoi w centrum zaglebia pubowo-klubowego...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Lukasz Czekierda
Lukasz Czekierda - 2007-09-06 01:59
Zadziwila mnie liczba taksowek - na placu i okolicznych uliczkach jest ich pelno. Fakt, ze to noc z soboty na niedziele, ale takiej liczby nie widzialem nigdzie.
 
 
kvolo
Bartosz Kwolek
zwiedził 27% świata (54 państwa)
Zasoby: 353 wpisy353 381 komentarzy381 1345 zdjęć1345 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.09.2022 - 07.09.2022
 
 
25.10.2019 - 25.10.2019
 
 
01.12.2018 - 22.12.2018