Niestety musze wszystkich rozczarowac, tak samo jak i my sie rozczarowalismy. Nie dotarlismy do Arici w Chile z prostej przyczyny - Chila urzadzilo sobie swieto panstwowe i przez 3 dni nie jechal zaden autobus z Oruro do Ariki. Wiec obralismy trase przez LaPaz do Arequipy, moze na nasze szczescie nawet - szybciej, wygodniej i zatrzymalismy sie na dzien w przecudniej Arequipie po raz kolejny.
...
Jak na Arequioe przystalo budzi nas slonce. Z radosci po raz kolejny wskakuje pod goracy prysznic, golenie, pranie - znow jak czlowiek. Lukaszowi najwyrazniej jazda noca w autobusie nie sluzy, bo marudzi, guzdrze sie i sie nie wysypia i na dodatek sie przeziebia. No coz.
Wpadam na kolejny genialny pomysl - RAFTING A co! Jak challange to challange! Lukasz cos jakos tak nie bardzo (buuu... miekka fiiifaaaa, miekka fiiifaaa!). Ale ostatecznie uznajemy, ze przed moim kolejnym pomyslem ratuje go jego przeziebienie. Umawiamy sie na Plaza de Armas na 17, a ja ruszam do agencji, zeby mnie splyneli.
RETY! to bylo dopiero przezycie. Wywiezli nas w gore rzeki Chili, ktora przezplywa przez Arequipe. Mialem wiec mozliwosc podziwiania kolejnych jej widokow. Zadbane domy, pola zaczynaja sie zielenic, wowoz rzeki i wulkany dookola. Heh... moze tak na starosc sie tu przeprowadzic?
Przyjezdzamy na miejsce - rozdaja nam pianki, bluzy ortalionowe, kaski i kamizelki. Szybki kurs podstawowych polecen i jazda! Do pontonow i na wode. Katem oka zauwazam jeszcze, ze nasz pilot moczy reke w wodzie i zegna sie ze dwa razy. No to bedzie...
Jest nas 2 pontony - 6 osob i 5 osob - oraz kajak z gosciem co to ma asekurowac (ostatecznie to nasz przewodnik go asekurowal) i zdjecia robic. Laduje w tym 5osobowym - z jakims Niemcem siadamy na przedzie, a reszta to 3 panienki. Oraz pies (oczywiscie w kamizelce). No to zapowiada sie, ze bedzie zabawa.
I jest. Po 15 min. pontony sie zderzaja. Jedna z naszych panienek skreca reke. Przystanek. Nasz opiekun kaze jej wlozyc reke do wody i obmacuje ja (reke, nie panienke). Kosc cala, ale reka puchnie jak bania. No to panna chce do lekarza, czekamy na samochod, odjezdza z nia kolezanka. W smutku oba pontony jakos tak sie poznaja bardziej. Przesiadka (teraz plyniemy 4+5) i jazda. W walce z zywiolem szybko zapominamy o ´tragedii´. Zabawa przednia - trzeba nam wioslowac, w przod w tyl, skaczemy przez kamienie, woda w oczy, a jak troche wolniejszy nurt to trwaja walki wodne miedzy pontonami. Co sie usmialem to moje. Nurt od 2 do 4 stopnia trudnosci. Oczywiscie na jednym z tych trudniejszych kamyczkow nasz ponton sie przechyla i z dziewczynami laduje w wodzie. Rycze ze smiechu, na szczescie sie nie topiac. Za kamizelki wciagaja nas do pontonu.
No co tu duzo mowic, zabawa byla przepiekna, a widoki jeszcze przepiekniejsze - waski wawoz rzeki i wulkan nad nim. Heh. Niemniej spozniam sie godzine na spotkanie z L. wiec gdy docieram na plac juz go nie ma. Pedze do hotelu - byl tam przed 2ma min. No to biore prysznic przebieram sie i stwierdziwszy, ze Lukasz pewnie sie dowie, ze wrocilem, zostawiam mu wiadomosc i ide po zdjecia z raftingu do agencji (oczywiscie kradniemy jeden CD na 5 osob i to wcale nie ja to wymyslilem).
Jak sie pozniej okazalo Lukasz spedzil wiekszac czasu krazac po placu w oczekiwaniu na mnie (uuu...) Cytuje: "Znudziwszy sie dwugodzinnym czekaniem: 16:30-18:32 z przerwa na szukanie Cie 17:34-17:48 ide cos w koncu zjesc. Do zobaczenia w hotelu."
W ramach rozrywki mial odebrac bilety na nasz autobus. Bilety dostarczaja daalszej rozrywki - nasze nazwiska przekrecaja tak, ze nigdy bym na to nie wpadl.
Przyjezdzamy na dworzec i autobus przeszedl wszelkie nasze oczekiwania. Nowiutki, dwupietrowy. No wiec tradycyjnie juz drapiemy sie na pieterko, a tam naszych miejsc nie ma. No to z powrotem na dol, a tam... klasa biznes - skorzane szerokie fotele (tylko pare a nie 50 jhak zazwyczaj), swiatelka jak gwiazdeczki na obitym wykladzina suficie, telewizor, w nim muza z lat 70 (ale fryzury :-P)... no czuje sie jak w nowowyremontowanym barku. Steward w stroju kapitana statku serwuje kolacje (oczywiscie kurczak z ryzem... aaa!), potem napoje desery itepe, a w koncu nakazuje zaslonic okna (chyba zeby nam brzydkie widoki w podrozy nie przeszkadzaly). Podgladam jeszcze, ze mijamy jakies malownicze wulkaniczne skaly, a potem sprawnie i wygodnie zasypiam. L tez.